-A teraz... chcesz mnie wkręcić w poczucie winy, ah jakże się mylisz! Ja nie
dam się zbałamucić! Nigdy! - Marcus rzucił gwałtownie słuchawkę na widełki
aparatu i wyszedł z pokoju. Był zadowolony, w końcu wyrzucił z siebie wszystko,
co do tej pory w nim siedziało. Cała kłębiąca się rozgotowana masa agresji,
żalu i nienawiści znalazła swoje ujście.
- Dzięki, Buddy. Ile jestem ci winien?
- Nie mamy o czym mówić.. Dobrze wiesz, że możesz tu wpadać o każdej porze,
jeśli będziesz chciał przedzwonić. I tak mamy wydzierżawioną linię, firma
dba o nas jak może. Chociaż pensje faktycznie mogłyby być nieco większe...
- W porządku, dzięki raz jeszcze. Na mnie już pora - Marcus celnie i szybko
przeciął rozwijającą się w zastraszającym tempie wypowiedź Buddy'ego. Kiedy
już się rozkręcił, trudno go było uspokoić. No ale cóż, tak
to wygląda, jeśli siedzi się w kapsule po dwanaście godzin dziennie. Buddy
był jego starym kumplem, oddanym Firmie i z optymizmem patrzącym w
przyszłość. "Kiedyś się to na nim zemści"...
- Słucham?
- Ah, po prostu głośno myślałem.
Zdarzało mu się to ostatnio nader często. Widocznie przyjmował zbyt duże
dawki Nopexu, efektem ubocznym było rozluźnianie się wiązań neuronowych i
osłabienie synaptycznych wyładowań kontrolujących odruchy na poziomie kory
mózgowej. A teraz znowu, i ponownie w tej cholernej windzie. Takie wypadki
przywołują wspomnienia. Szczególnie to jedno, które ciągle silnie
zamieszkiwało jego głowę i nie pozwalało spokojnie zasnąć każdej nocy. Boże
Narodzenie roku pańskiego 2009, kiedy zwykłe rutynowe wezwanie zamieniło się
w prawdziwy koszmar.
Wtedy też po raz pierwszy spotkał Ją, co odcisnęło na nim na tyle głębokie
piętno, że od tamtej pory nie może myśleć o tej osobie bez każdorazowego
przyciśnięcia capslocka na początku zlepki liter obrazujących Jej obraz.
A może to tylko zwykłe, zawodowe zboczenie? W końcu był neowriterem już od
siedemnastu lat.
Było też w nim coś, co wyróżniało go spośród tysięcy innych mu podobnych. W
tym wielkim miejskim gąszczu tylko on potrafił przy pomocy swoich zakończeń
nerwowych odczytywać tajne holograficzne symbole, które każda z dobrze
prosperujących Firm umieszczała na swoich produktach.
Taka umiejętność trafiała się raz na kilka pokoleń, więc w takim miejscu
jak Setville był rozchwytywany przez wielu wpływowych ludzi, praca zawsze na
niego czekała a on sam z czasem przestał już przykładać uwagę do dbania o
przyszłość wychodząc ze słusznego założenia, że ciągle ktoś będzie pragnął
skorzystać z jego możliwości. Oczywiście za należytą opłatą.
- MAM GO GDZIEŚ! CO ZA RÓŻNICA, ŻE JEST MOIM ZWIERZCHNIKIEM, MAM TO GDZIEŚ!!
SŁYSZYSZ?!?!?! - Tym razem trzask rzuconej słuchawki poderwał na łapki
nawet Mr. Splitta, konika polnego którego Buddy kiedyś uratował spod dysz
Lotobusu. Ale akurat ten fakt umknął uwadze osobom znajdującym się wewnątrz
kapsuły.
- Marcus, wszystko gra? - Buddy wyraźnie się zaniepokoił.
- Taaak... tylko ten frajer Haberr gra mi ostatnio na nerwach.
- Podejrzewasz, że on... no wiesz, że oni mogli?..
- Sam nie wiem. Wszystko na to wskazuje. Zresztą pomyśl sam, w zeszłym
tygodniu tylko Jej dał do przepisania trzy tysiące stron, a mnie tylko dwa.
Chociaż dobrze wie, że ja robię to w dwa dni a ona w tydzień.
- To jeszcze o niczym nie świadczy.
- Oczywiście, oczywiście...
Wypowiedź przyjaciela wydała się Marcusowi niczym cytat z taniego
brazylijskiego serialu. A on był jedną z kluczowych postaci w całym
spektaklu.
- Może powinieneś na pewien czas dać sobie spokój.. - Buddy nie miał złych
intencji, nie mógł ich mieć. Ale czasami miewał naprawdę idiotyczne
pomysły. - ..no wiesz, mógłbyś wyjechać, trochę odpocząć. Poukładać sobie
wszystko i..
- Teraz?! Zwariowałeś!? W momencie kiedy wszyscy czekają na największy w
historii Firmy pakiet zleceń od Metro? Dobrze wiesz, ile to dla mnie znaczy.
- Metro to dupek, jest niewiele wart. I tak samo gówno warta jest cała ta
jego kasta. Poza tym nie możesz wszystkiego przeliczać na pieniądze.
- Czasami mam wrażenie, że tylko to mi pozostało. - Marc podszedł do śluzy i
przejechał palcem po czytniku identyfikacyjnym. - Trzymaj się, stary.
- Ty również brachu. Do zobaczenia jutro rano.
Sekundę później był już w drodze na dół wieży. Oczywiście skorzystał z
windy, ale tym razem bolesny nawrót efektów ubocznych wciąż działającego
narkotyku nie nastąpił. "Ulga.. może nie jest tak źle, jak
myślałem.." -Proszę? Pan coś mówił? -Nie, nie. Przepraszam najmocniej.
"$%#@^!!".
Było mu coraz trudniej, ale musiał przyjmować ten syf. Nie widział odwrotu
w żadnej z możliwości, które dawały obecnie propagowane programy odwykowe.
Tym bardziej, że to była najmocniejsza odmiana - NopexAura "natychmiastowe
podłączenie, bez okresu nagrzewania" - jak reklamowali produkt swoich szefów
uliczni handlarze. Popyt nie był jednak tak duży jak początkowo zakładano,
tylko nieliczni decydowali się na podróż w jedną stronę.
Podobno rozważano nawet możliwość zaprzestania produkcji, ale Marcus był na
tyle znaną osobą w mieście, że nie musiał się martwić o świeże dostawy. Na
razie.
- Zresztą tak czy tak, nie wiem czy nie będziesz już w szpitalu wariatów,
jak tak sobie ciągle ćpasz! Co Ty myślisz do jasnej cholery, że to jest
zabawa?!! Narkotyki to nie są zabawki! Zastanawiałaś się kiedyś po co Ci to?
No odpowiedz na Boga! Po co ci to?
- Po co ci to?
- Skończę z tym raz na zawsze.
- O do diabła, chyba faktycznie potrzebujesz urlopu.
- Lepiej się w to nie mieszaj, Bud. To nie twoja sprawa.
- Chyba nie jest do końca tak, jak ci się wydaje. - Buddy poczuł się lekko
urażony tą uwagą, w końcu chciał jak najlepiej. Ale chęci czasami mogą nie
wystarczyć.
- Myślę, że ewentualna szczera rozmowa da znacznie lepsze rezultaty niż
kaliber 9mm.
- A ja przestałem już myśleć! Wiesz, co ten skurwiel zrobił?! Nigdy nie
zgadniesz! Awansował Ją na oficjalną przedstawicielkę Firmy podczas trwania
negocjacji z Metro! - Marcus ledwo mógł ustać w jednym miejscu. To było zbyt
wiele, nawet dla niego. Miał plan, wiedział co zrobi. "Zabiję skurwysyna a
reszta mnie już nie obchodzi!" powtarzał sobie w myślach do znudzenia. A
może tak naprawdę wszyscy wiedzieli o tych planach, skoro Nopex nie puszczał
go już od czterech dni? Nieistotne.
- I w jaki sposób zamierzasz zrealizować swoje zamiary? Człowieku, nie dasz
rady zbliżyć się do niego na kilometr z tą pukawką pod płaszczem.
- Za dwie godziny mają audiencję w siedzibie kasty, to kilka kilometrów
stąd. Dostanę się przez tylne ogrodzenie na salę decyzyjną a stamtąd pójdzie
już łatwo. - W głowie wszystko wyglądało niezwykle prosto i klarownie. 'Plan
Idealny', jak oboje zwykli mawiać.
- Będę się trzymał tego, że to samobójstwo. Jesteś zaślepiony swoją własną
dumą Marc, nie masz praktycznie żadnych naprawdę mocnych dowodów.. ciągle
chodzisz naćpany. Zastanów się na trzeźwo! - Buddy nie miał zamiaru stawać
nikomu na drodze, zawsze wyznawał dewizę "Jeśli chcesz skakać w ogień, rób
to z własnej woli" i jak na razie całkiem nieźle na tym wychodził. Ale
faktem było, że przyjaźń znaczyła dla niego nieco więcej niż złote myśli
wielkich filozofów tego świata.
- Bud, to już postanowione. Kiedy będzie po wszystkim wyślę ci pocztówkę z
Karaibów.
- Chyba z krainy wiecznych ćpunów.
- Obie możliwości są pociągające.
Minuty płynęły nadspodziewanie wolno, kiedy wyczekiwał na tyłach budynku
korporacji aż kolumna samochodów wioząca wszystkich zainteresowanych
audiencją dotrze do bramy wjazdowej.
Nieokreślony przedział czasu później mógł już rozpocząć wstrzykiwanie
rezerwowej dawki Nopexu do swojego krwioobiegu. Zawsze nosił jedną przy
sobie, na wszelki wypadek.
Minęło kilka sekund zanim poczuł, że wygrał. Haberr leżał w kałuży krwi pięć
metrów od niego a Ona.. cóż, Ona znowu go kochała, zrozumiała swój błąd a on
Jej przebaczył. Byli razem, daleko. Bardzo daleko i nic nie mogło zakłócić
ich szczęścia.
Rozwarł powieki najszerzej jak tylko mógł i ochoczo przystąpił do
zrealizowania swojej wizji, która teraz wydała mu się jeszcze bardziej
możliwa niż kiedykolwiek.
Nopex zwykle działa właśnie w ten sposób - w chwili największej kumulacji
narkotyku w krwioobiegu, marzenia wydają się tak realne i namacalne, że
ludzie zaczynają próbować je realizować bez opamiętania także
po ustąpieniu haju. Zwykle najprostszą, najkrótszą i najgłupszą drogą- co
prowadzi do wielu zgonów.
Dochodzi jeszcze znaczny potencjał uzależniający.
W oddali dostrzegł znajome sylwetki.. wszyscy kierowali się do środka
budynku.
Nie zastanawiał się, czy 300ml to było zbyt mało aby przestać zwracać uwagę
na swoje słabości. Zabrnął zbyt daleko, i właśnie taka myśl pojawiła się w
jego głowie, gdy forsował niestrzeżony fragment ogrodzenia całego kompleksu.
Podbiegł szybko do ściany jednego z budynków i poszukał wzrokiem unoszących
się zwykle gdzieś w powietrzu automatycznych wartowników. Nigdzie żadnego
nie dostrzegł.
Sięgnął do wewnętrznej kieszeni i załadował broń.
Do sali decyzyjnej można się było dostać w dwojaki sposób - tradycyjnie,
korytarzami - silnie strzeżonymi oraz korzystając z windy prowadzącej do
zewnętrznej wieży z kapsułą. Z jej szczytu natomiast wystarczyło już tylko
zeskoczyć na dach owej sali. Bułka z masłem, dla takiego jak on.
Kilkanaście minut upłynęło zanim udało mu się odpowiednio wymanewrować
sondy strażnicze, które jednak były aktywne, i wjechać dźwigiem na ostatnie
piętro. Na górne sklepienie prowadził niezabezpieczony właz - Ułatwiają mi
robotę - powiedział sam do siebie i zwinnymi ruchami dostał się na szczyt
wieży. Teraz już tylko zeskok z kapsuły oddzielał go od dalszej realizacji
całego planu.
Cofnął się kilka kroków, rozpędził i pochylając do przodu tuż przy samej
krawędzi odepchnął nogami najsilniej jak tylko potrafił, naprężając w
powietrzu jak kot.
Ale źle wymierzył skok, a spadając z wysokości dwudziestu pięciu metrów
myślał już tylko o tym, czy w zaświatach będzie mógł zażywać od czasu do
czasu trochę Nopexu.
Komentarze
wypasik :D
dobre, JetMan, naprawdę dobre :)
miło Cię znów ujrzeć w cyberprzestrzeni! pozdro!
=) *buzi*
.Fajny tXt !...wciagnal mnie.. :) pozdro!