Ewa Woydyłło-Osiatyńska o leczeniu polityków-alkoholików: Dbamy, by było dyskretnie

– Na leczeniu w Instytucie Psychiatrii mieliśmy nawet obecnie zasiadających w sejmowych ławach – mówi w wywiadzie dla „Wprost” Ewa Woydyłło–Osiatyńska, doktor psychologii i terapeutka, autorka książek poświęconych terapii uzależnień.

pokolenie Ł.K.

Kategorie

Źródło

Wprost
Paulina Socha-Jakubowska
Komentarz [H]yperreala: 
Tekst stanowi przedruk z podanego źródła

Odsłony

87

– Na leczeniu w Instytucie Psychiatrii mieliśmy nawet obecnie zasiadających w sejmowych ławach – mówi w wywiadzie dla „Wprost” Ewa Woydyłło–Osiatyńska, doktor psychologii i terapeutka, autorka książek poświęconych terapii uzależnień. Dodaje, że w czasie leczenia polityków bardziej się dba, by „było dyskretnie”. – Oczywiście, zawsze o to dbamy, ale w przypadku osób publicznych trzeba uczulić innych pacjentów, by nie ujawniali tożsamości osób, które z nimi się leczą. Bo na leczeniu bywają osoby bardzo znane, także aktorzy, aktorki, księża – podkreśla.

Właśnie kończy się pierwsza kadencja Sejmu, w czasie której nie byliśmy bombardowani doniesieniami o alkoholowych wyskokach polityków. Nikt nie mówił „coś tam, coś tam”, nie oglądaliśmy nagrań chwiejnego kroku posła opuszczającego gmach. Jednak Ewa Woydyłło-Osiatyńska, terapeutka uzależnień przyznaje, że to nie musi być powód do zadowolenia. – Może być tak, że dzięki większej dyscyplinie w Sejmie posłowie mają się na baczności i piją w ukryciu. Kiedyś w Sejmie bywałam wiele razy – jako specjalistka, ekspert, publicystka, brałam udział w sejmowych spotkaniach. Od czterech lat nie byłam ani razu, nikt mnie już tam nie zaprasza. Zresztą do Sejmu prawie w ogóle już się nie wchodzi, więc skąd mamy wiedzieć, co się tam dzieje? – przyznała.

Alkohol w miejscu pracy?

Odnosząc się do opublikowanych przez „Super Express” wyliczeń, z których wynika, że w czasie jednego dnia posiedzenia w sejmowym barze politycy i ich goście, bo tylko oni mogą tam wchodzić, wydają na alkohol 2700 złotych, terapeutka stwierdziła: – Kilka lat temu Sejm nie zgodził się na propozycję, by w miejscu pracy, jakim jest ta izba, w bufetach nie było alkoholu. Okazało się, że dla polityków było czymś nie do pomyślenia, by w Sejmie nie można było pić. To prawda – w ONZ też można kupić alkohol. Przez sześć lat bywałam w Genewie bardzo często, jednak nigdy nie widziałam, by w ciągu dnia ktoś pił wino – przyznała.

Ewa Woydyłło-Osiatyńska, w rozmowie o alkoholizmie wysokofunkcjonującym, czyli dotyczącym ludzi na wysokich stanowiskach, majętnych, przedsiębiorców, przyznała, że leczyła także polityków obecnie zasiadających w sejmowych ławach. Ale mówiła też o tym, w jaki sposób z alkoholikami w sutannach radzą sobie ich przełożeni, biskupi: – Niektórzy biskupi w swoich diecezjach bardzo humanitarnie podchodzą do sprawy, nawet osobiście przyjeżdżają z delikwentem, by go przedstawić i poprosić o przyjęcie na oddział, a potem wspierają ich w terapii i po leczeniu. Ale są też politycy czy urzędnicy państwowi, którzy szukają prywatnej pomocy medycznej, psychologicznej, czy terapeutycznej, by ochronić się przed upublicznieniem problemu. Paradoksem jest to, że ten, który pił i ze swoim piciem wcale się nie krył, nagle, gdy przestaje, wstydzi się o tym mówić. To patologia, powinno być przecież odwrotnie. A przecież już w latach 70-tych żona prezydenta Forda, Betty Ford, po latach zmagania się z chorobą, ukrywania w Białym Domu mrocznego sekretu, publicznie przyznała się do alkoholizmu.

Prywatne ośrodki? „Ryzykowne”

Ekspertka wyjaśniła też, dlaczego jej zdaniem publiczne ośrodki leczenia alkoholizmu są lepsze. – Uważam, że prywatne ośrodki, których jest teraz tak wiele, są dużo bardziej ryzykowne. W niektórych trzeba płacić 2 tys. złotych dziennie. Czy właścicielowi takiej placówki będzie zależało, by pacjent już do niego nigdy nie wrócił? Obawiam się, że nie zawsze. Liczy się kalkulacja, podejście biznesowe – dodała.

Pytana o to, czy wychodzenie z choroby, gdy jest się na świeczniku, jest dużo trudniejsze, odpowiedziała: – Mam osobisty przykład, który temu by zaprzeczył. Mój mąż, który był profesorem, autorem kilkudziesięciu książek, autorytetem w różnych dziedzinach. Gdy po leczeniu w USA wrócił do Polski, nigdy nie spotkały go żadne przykrości, wręcz przeciwnie, z powodu tego, że opowiadał o swojej chorobie, otoczył go nimb respektu. A był, jakbyśmy dzisiaj powiedzieli, celebrytą. Na przyjęciu, gdy mu proponowano coś do picia, głośno pytał: „a woda jest? Bo ja jestem alkoholikiem!”. Niczego nie ukrywał. Dobra terapia pomaga człowiekowi odzyskać tożsamość niezwiązaną z rolą publiczną.

Oceń treść:

Average: 9 (1 vote)
Zajawki z NeuroGroove
  • Grzyby halucynogenne
  • Tripraport

Świętowanie sukcesu, perspektywa ogromu pracy w niedalekiej przyszłości.

Ostatnio wrzuciłem swój raport tutaj 3 lata temu. Niesamowite jak ten czas szybko upyłnął.  A więc tym razem - trip po grzybkach. 

Rzecz działa się wczoraj po 25 nóżkach i kapeluszach łysiczki lancetowatej. Pełne spektrum efektów rozwinęło się nim wskazówka minutowa zdążyła zatoczyć koło. 

 

  • 2C-P
  • Pierwszy raz

S&S: nastawienie pozytywne, aczkolwiek strach przed nieznanym, „z tyłu głowy” myśl, że mnie wystrzeli i nie ogarnę fazy. Miejscówa, ciepła, bezprzypałowa klatka schodowa, później miasto i moje mieszkanie.

 

Spodziewaj się niespodziewanego. Tak chyba najlepiej mogę określić słowami to co mnie spotkało, w konfrontacji z tym, czego oczekiwałam. Raport spisuję żeby ten, jak teraz mi się wydaje, sen nie umknął mi jak wszystkie inne.

  • Gałka muszkatołowa


Doświadczenie: gałka 1 raz (oprócz tego marihuana, amfetamina, ectasy, alkohol)

Nazwa substancji – gałka muszkatołowa (a także marihuana i alko)

Dawka- 2 opakowania całej (niezmielonej) gałki po 13 g, przyjęte oczywiście doustnie




  • Dekstrometorfan
  • Kodeina
  • Miks

nastrój-całkiem miło było przed wzięciem. sama w domu-oboje rodziców w pracy. miejsce akcji-chwila przed blokiem, później dom.

Poprzedni raz z kodeiną był szczerze mówiąc słabiutki, mimo tego, że porcja była taka sama jak teraz, to nie mieszałam jej z niczym.

randomness