Sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia ponad 16 tys. osób, wprowadzenie do obrotu ponad 350 kg dopalaczy i kierowanie gangiem produkującym te substancje – to najpoważniejsze z 17 przestępstw, o popełnienie których został oskarżony Jan S., nazywany „królem” dopalaczy. Razem z nim na ławie zasiądą m.in. jego partnerka i ojciec adwokat.
29-letni Jan S. zyskał przydomek „króla dopalaczy”. Zdaniem śledczych z Prokuratury Rejonowej Warszawa-Praga Północ i stołecznej brygady antynarkotykowej – w pełni zasłużenie. Jego gang sprzedał w ciągu kilku lat nawet tonę tych zakazanych substancji.
Przed trzema laty w ofercie sklepów internetowych „króla” znalazły się dopalacze zawierające fentanyl. Substancja ta, stukrotnie silniejsza od morfiny, uważana jest za najbardziej niebezpieczny narkotyk na świecie. W USA z powodu przedawkowania fentanylu umiera codziennie ponad 100 osób.
Śledczy znaleźli dowody wskazujące, że za sprawą dopalaczy ze sklepów gangu Jana S. zmarło co najmniej pięć osób. Polowanie na „króla” zaczęło się, gdy we wrześniu 2017 r. w jednym z mieszkań na warszawskim Targówku matka znalazła zwłoki swojego 16-letniego syna.
Nastolatek umarł przed komputerem, gdy „rozmawiał” przez komunikator internetowy o tym, jak działają kupione przez chłopaka dopalacze. Obok ciała leżały opakowania specyfików o nazwach BUC-3 oraz BUC-8. To one zawierały zabójczy fentanyl.
Wciągnął do biznesu ojca i ukochaną
Młody boss nie odpowie jednak za przyczynienie się do śmierci tych osób. Prokuratura oskarżyła właśnie Jana S. o popełnienie 17 przestępstw.
– Najpoważniejsze to kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą zajmującą się wprowadzeniem do obrotu szczególnie niebezpiecznych dla zdrowia lub życia środków zastępczych zawierających substancje o działaniu psychoaktywnym, a także wytwarzania oraz udzielania takich środków; sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia ponad 16 tys. osób oraz wprowadzenie do obrotu ponad 350 kg dopalaczy. Janowi S. grozi do 15 lat więzienia – poinformowało nas biuro prasowe Prokuratury Krajowej.
Zdaniem śledczych „królowi” pomagała jego 28-letnia partnerka. Została oskarżona o udział we wprowadzaniu do obrotu dopalaczy, a także pranie „brudnych pieniędzy”. W czasie śledztwa ustalono, że kiedy jej ukochany uciekł do Holandii, przez cały czas utrzymywała z nim kontakt. Pilnowała także jego interesów w kraju i za granicą.
W dopalaczowy biznes miał zostać wciągnięty mec. Jacek S., ojciec „króla”. Prokuratura przedstawiła mu zarzut prania „brudnych pieniędzy”.
Ostatnim z oskarżonych jest mężczyzna, który udostępniał grupie Jana S. swoje rachunki bankowe i utworzył na Słowacji spółkę, której operacje finansowe miały ukryć prawdziwe pochodzenie pieniędzy, które trafiały na jej konta.
Jan S., podobnie jak pozostali oskarżeni, nie przyznali się do popełnienia żadnego z zarzucanych im czynów.
Zlecenie na Ziobrę
To już drugi akt oskarżenia przeciwko „królowi dopalaczy”. 17 czerwca Dolnośląski Wydział Zamiejscowy Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej oskarżył mężczyznę o popełnienie 14 przestępstw, w tym zlecenie zabójstwa Zbigniewa Ziobry, a także prokuratora i policjantów, którzy rozpracowywali kierowany przez niego gang handlujący dopalaczami na ogromną skalę.
Za zamordowanie ministra sprawiedliwości i śledczego S. miał obiecać „kilerowi” po 100 tys. zł. Według „Rzeczpospolitej” (która w maju 2019 r. ujawniła informację o zleceniu na Ziobrę) boss przeczytał wywiad z politykiem, który zapowiedział ostrzejszą walkę z handlem dopalaczami w sieci.
Zbigniew Ziobro miał zginąć od bomby, trucizny czy napromieniowania. Prokurator zaś być „odpalony”, zatruty dopalaczami lub zakażony HIV, a troje policjantów umrzeć tak, by wyglądało to naturalnie.
Jan S. ukrywał się przez kilkanaście miesięcy, ściągany dwoma lista gończymi, dwoma europejskimi nakazami aresztowania i tzw. czerwoną nota Interpolu. Został zatrzymany w styczniu tego roku w podwarszawskim Milanówku.
Niedługo po tym jak znalazł się w areszcie, miał zaproponować jednemu z funkcjonariuszy służby więziennej 20 tys. zł za dostarczenie do celi telefonu komórkowego. Strażnik jednak o wszystkim zawiadomił przełożonych, a Janowi S. doszedł kolejny zarzut.
„Król” jednak nie dawał za wygraną. Najwyraźniej nie przejął się nieudaną próbą skorumpowania strażnika. W czasie pobytu w areszcie na warszawskiej Białołęce zaproponował łapówkę psychologowi więziennemu. Chciał, aby ten doprowadził do skierowania aresztanta do psychiatry, umieszczeniu w szpitalu psychiatrycznym, a finalnie do uznania za niepoczytalnego.
Janowi S. grozi nawet dożywocie.
Wielomilionowe obroty
W trakcie trzyletniego śledztwa prokuratorzy i policjanci przeprowadzili kilkadziesiąt realizacji skutkujących przedstawieniem 90 osobom zarzutów. Grupa kierowana przez Jana S. od marca 2014 do stycznia 2020 r. wprowadzała do obrotu substancje zawierające głównie 4-CEC, 3-CEC, HEX-EN, TH-PVP, 4CMC, BK-EPDP, 4 APVP, CLONOZOLAN, N-etyloheksedron, fentanyl, jak też inne z grupy syntetycznych kannabinoidów oraz katynonów.
Przestępcy importowali kupowali zakazane substancje z Chin i Holandii, po ich przepakowaniu sprzedawali w prowadzonych przez siebie sklepach internetowych. Tylko do marca 2018 r. z samej Holandii przestępcy sprowadzili ponad 800 kg substancji. Z Chin zamawiano 100 kg prekursorów miesięcznie. Przesyłki z dopalaczami dystrybuowali z Warszawy do klientów z Polski, Europy, a także Meksyku, USA, a nawet krajów Ameryki Południowej oraz Azji.
W zabezpieczonej tzw. bazie głównego sklepu prowadzonego przez grupę ustalono, iż przez 14 miesięcy wygenerował on przychód w wysokości blisko 17 mln zł.
Pod koniec grudnia 2019 r. Prokuratura Rejonowa Warszawa-Praga Północ w Warszawie skierowała do Sądu Okręgowego w Warszawie, Sądu Okręgowego w Tarnobrzegu, Sądu Okręgowego w Katowicach oraz Sądu Okręgowego Warszawa-Praga w Warszawie trzy akty oskarżenia oraz wniosek o wydanie wyroku skazującego wobec 71 osób będących członkami grupy Jana S. lub związanych z tą grupą.
Osobom, które usłyszały najpoważniejsze zarzuty i z procederu uczyniły sobie stałe źródło dochodu, grozi kara do 15 lat pozbawienia wolności.