Walka z narkotykami jest jedynie kolejną okazją do konfrontacji między
jakobińsko-autorytarnym złudzeniem a demokratyczno-liberalną "propozycją".
"Prohibicja czyni z każdego narkomana złotą kurę, znoszącą codziennie,
aż do śmierci, aż do momentu, w którym zostanie zabita, złote jaja".
Społeczeństwo, które potrafi w przeciągu stu lat wyniszczyć i zgładzić
miliony ludzi (w wyniku wojen, głodu, nędzy) i następnemu stuleciu pozostawia
w spuściźnie śmiertelne rany, jest społeczeństwem tragicznym. Niektórzy, chcąc
je radykalnie zreformować, chcąc zreformowaćjego podstawy, jego prawo w duchu
prawa do życia i życia prawem, stworzyli Partię Radykalną.
Tej decyzji nie stanęły na przeszkodzie - ale wręcz wsparły ją - niektóre
"livres de chevet", wydane w czasach, gdy miałem 15-20 lat. Były to: "Dramat
ateistycznego humanizmu" ojca Henri de Lubac, zeszyty "Esprit" Emmanuela Mounier
czy "Dialogi karmelitanek" Bernardosa - wszystkie, oczywiście, francuskie. Ale
i katolickie.
Od ćwierć wieku jestem bity za moje przekonania i akcje antyprohibicyjne
(dotyczą one nie tylko narkotyków), które rzekomo są wyrazem nie tego, czym są
w istocie - wyboru podyktowanego współczuciem, solidarnym podjęciem
odpowiedzialności, przymusem moralnym - ale dowodem laksyzmu, cynicznej
obojętności i ... zwykłego hedonizmu. Często występują przeciwko mnie różni
moraliści, kaznodzieje, pragnący przypisać innym swoje własne wady,
w fanatyczny sposób dążący do zniszczenia złego ducha stulecia, podstawowej
przyczyny wszystkich jego bolączek. W rezultacie bolączki te stają się
niezbędne i cenne ze względu na ten fanatyzm, a dążenie do pokonania ich
okazuje się niemoralne.
W sprawie narkotyków swego czasu moraliści odwoływali się do siarki, substancji
piekielnej i do złota, mamony.
Im bardziej się mylą i im więcej krzywd dzieje się z ich powodu, tym bardziej
atakują. Powstaje piekielny krąg, w którym oni są zamknięci, i nas też w nim
zamykają: musimy więc zdecydować się na walkę na otwartym polu, bez nadmiernej
ostrożności i strachu przed zlinczowaniem. W grę wchodzi przyszłość społeczeństw,
obywatelska, ludzka. Paga narkotyków jest wyłącznie skutkiem prohibicji, systemu
prawnego ustalonego w nadziei, że Cezar, państwo, oczyści nasze i cudze sumienie,
pokona złego ducha, grzech, zło i błędy.
Gdyby nie było prohibicji, używki obecnie zakazane siałyby zło na równi z
używkami dozwolonymi, a nawet mniej od nich, a to z przyczyn, o których teraz nie
będę mówił. Ale system prohibicji ma dwie strony medalu: największymi jego
zwolennikami są ci, którzy z produkcji reklam zachęcających do picia alkoholu,
palenia tytoniu, zażywania środków psychotropowych uczynili trzecie co do
wielkości imperium handlowe. Despotyczne prawo, laksyzm i łamanie prawa idą w łeb.
Z powodu istnienia prohibicji społeczeństwo, instytucje, rodzina i sam narkoman
płacą zniszczeniem, którego cena nie jest wymierna. Prohibicja czyni z każdego
narkomana złotą kurę, która dopóki nie umrze, lub nie zostanie zamordowana,
znosi codziennie złote jaja. Narkoman przynosi zyski innym - musząc stale
zażywać narkotyki musi dokonywać przestępstw, musi stosować przemoc, staczać się.
Z powodu prohibicji towar, który w normalnych warunkach kosztowałby tyle co alkohol
czy tytoń, a może nawet mniej, jest droższy od złota, a jego rozprowadzaniem
zajmuje się największa organizacja przestępcza, która dąży do powiązań z międzynarodowymi
i krajowymi ośrodkami władzy. Dzięki istnieniu prohibicji, a nie dzięki
"istnieniu narkotyków" czy narkomanów, 60-80% funduszy przeznaczanych
na wymiar sprawiedliwości i policję państw zachodnich pochłania "wojna narkotykowa".
Z powodyu prohibicji narkomani muszą stale dokonywać przestępstw, kradzieży,
napadów. Jeśli przyjmiemy, że każdy z nich w ciągu roku dokonuje średnio
30 napadów i rabunków, to ujrzymy, że we Włoszech przynajmniej 3 miliony osób
pada co roku ofiarą tych napadów. Tak, trzydzieści milionów w ciągu 10 lat.
Chyba nie muszę przypominać, że również ich reprezentuje i broni od lat
Partia Radykalna.
W niebywałym postępie "narkodolar" i "narkokracja" podbijają kolejne tereny,
instytucje, państwa - a wszystko to dzięki istnieniu prohibicji. Również z jej
powodu aresztujemy 7-8 letnie dzieci, które handlują narkotykami, wraz z babciami
i matkami. Przestępstwa mafii, camorry i mafii neapolitańskiej są wynikiem
istnienia prohibicji, ponieważ organizacje te są związane z nielegalnymi używkami,
a walka o zdobycie rynku często kończy się rozlewem krwi. Dzięki prohibicji
w tej właśnie chwili setki tysięcy rodzin poszukuje synów, ojców, matek, którzy
być może umierają w wyniku przedawkowania narkotyków, zarażenia się AIDS-em,
napadając z bronią w ręku, mordując. Ze strony wielkich guru walki z narkotykami
i "wszystkowiedzących" pojawiających się przy każdej okazji, pada tylko jedna
odpowiedź: trzeba wydać bezpardonową wojnę producentom, przewoźnikom i handlarzom
narkotyków i narkomanom, trzeba ich razić, skazywać na długoletnie więzienie.
To oni traktują jednakowo haszysz i heroinę, i dlatego istnieją dla nich już
nie dziesiątki tysięcy, ale miliony przestępców. Żadne "niewielkie ilości"
ich zdaniem nie mogą być tolerowane: dla narkomanów są jedynie wspólnoty
terapeutyczne i więzienia. Ale jak uzyskać miliony miejsc czy to we wspólnotach
czy w więzieniach, tego już nie mówią. Ani nie dysponujemy wystarczającą
ilością żołnierzy i sił porządkowych, by aresztować tych wszystkich przestępców,
a potem by ich pilnować, leczyć, wyzwalać, nauczyć ich na nowo "miłości życia",
poszanowania dla samych siebie, znaleźć im pracę - a przecież we Włoszech i bez
tego są trzy miliony bezrobotnych. Ale wiadomo, że ja, w przeciwieństwie do
tych wszystkich moralistów, nie jestem dobrym chrześcijaniniem.