Spodziewaj się niespodziewanego. Tak chyba najlepiej mogę określić słowami to co mnie spotkało, w konfrontacji z tym, czego oczekiwałam. Raport spisuję żeby ten, jak teraz mi się wydaje, sen nie umknął mi jak wszystkie inne.
Felieton ze styczniowego numeru CITYmagazine.
S&S: nastawienie pozytywne, aczkolwiek strach przed nieznanym, „z tyłu głowy” myśl, że mnie wystrzeli i nie ogarnę fazy. Miejscówa, ciepła, bezprzypałowa klatka schodowa, później miasto i moje mieszkanie.
Spodziewaj się niespodziewanego. Tak chyba najlepiej mogę określić słowami to co mnie spotkało, w konfrontacji z tym, czego oczekiwałam. Raport spisuję żeby ten, jak teraz mi się wydaje, sen nie umknął mi jak wszystkie inne.
Trip nieplanowany. Spotkałem się po długim czasie z moim bliskim przyjacielem i znajomym z liceum. Na pomysł zażycia tych substancji wpadliśmy niespodziewanie, przypadkowo pod wpływem alkoholu. Było to BARDZO głupie i nierozsądne , ale na szczęście nic nikomu się nie stało. Mieliśmy bardzo dobry humor i pozytywne nastroje więc myślę , że to nas uratowało… Wszystko wydarzyło się pewnego zimowego wieczoru...
Spotkałem się z moim przyjacielem (nazywanym dalej S.) oraz znajomym z liceum, z którym lubię spędzać czas (nazywanym dalej G.). W takim składzie już trochę imprezowaliśmy i zawsze było bardzo pozytywnie.
Wieczór miał byś z założenia wielką imprezką. Chcieliśmy wypić dużo alkoholu, powspominać stare czasy liceum i potem pójść do klubu pobawić się przy dobrym drum&bass.
Około godziny 21 usiedliśmy do wódki. Rozmowy, dobra muzyczka i cały czas wielkie uśmiechy na twarzach. Naprawdę świetnie się nam rozmawiało.
Pozytywne nastawienie psychiczne, ekscytacja zbliżającym się tripem i niecierpliwość, lekceważenie opisywanej przez ludzi charakterystyki tripa. Dawka grzybów zażyta na pusty żołądek. Sesja solo - w małym mieszkaniu kawalerce z pokojem i łazienka, uprzednio posprzątanym i przygotowanym. Kontakt z ludźmi przez telefon komórkowy po zażyciu, ale przed właściwym tripem. Noc, sierpień.
Moja pierwsza próba grzybami psylocybinowymi zaczęła się od konsumpcji tychże o 20:30. Zjadłem trzy gramy suszonych grzybów. W smaku wydały mi się podobne do pieczarek, ale bardziej gorzkie. Przeżuwałem je i gryzłem może 5 minut, aż rozdrobniłem cały materiał na rozmiękczoną od śliny papkę, którą następnie połknąłem. Położyłem się na łóżku i zasłoniłem okno (na zewnątrz właśnie zachodziło słońce), włączyłem muzykę, jakiś delikatny popowy chłam, oszczedzając lepsze kawałki na trip. Przez pierwsze kilkanaście minut wymieniałem SMS'y z ludźmi i nie działo się nic ciekawego.
To było siedem lat temu, dokładnie 1 sierpnia 1996. Takich dat nigdy się nie zapomina, takie dni pamięta się do końca dni na tym świecie, przynajmniej ja:)
Był słoneczny dzień, olimpiada w Atlancie i Hoffman do podjęcia z BABĄ NA ROWERZE - taki obrazek jak wiecie:) Było dwóch kumpli i trochę żetonów już na koncie. Jednak BABA NA ROWERZE z 1 sierpnia 1996 była najbardziej wyjątkową z bab! Przywieziona prosto z Amsterku aż kleiła się w łapach. Była świeżutka a jej oleistość napawała nadzieją niezłej jazdy...
Komentarze
a moj kazdy dil to qmpel ze szkoly podworka czy skaz tam inad i nie przeszkadza mi to wcale!!
zajebiscie pogadac o pierdolach (jak to z qmplem) ubijajac targu...
zawsze takiego mozesz zjebac bz ogrodek za to ze worek jest za maly albo ze poprzedni material slabo kopal...
wiadomo - qmpel to qmpel!!
no i jeszcze jedno: qmpel ci nie wjebie a ty go w razie klopotoff
a moj kazdy dil to qmpel ze szkoly podworka czy skaz tam inad i nie przeszkadza mi to wcale!!
zajebiscie pogadac o pierdolach (jak to z qmplem) ubijajac targu...
zawsze takiego mozesz zjebac bz ogrodek za to ze worek jest za maly albo ze poprzedni material slabo kopal...
wiadomo - qmpel to qmpel!!
no i jeszcze jedno: qmpel ci nie wjebie a ty go w razie klopotoff
Artykuł ciekawy, sąsiad diler fajna sprawa, ale chyba za bardzo by mnie korciło, by wpadać do niego z czestymi wizytami ;)
ten artykuł to kupa bzdur o złych dilerach jakie pojawic sie mogą w pani domu lub innym czasopismie dla upośledzonych.
dopóki nie ma legalizacji, to diler najlepszy pszyjaciel człowieka :)>
chyba że jest hujkiem dorobkiewiczem skurwysynem :)>
pozdro
dopóki nie ma legalizacji, to diler najlepszy pszyjaciel człowieka :)>
chyba że jest hujkiem dorobkiewiczem skurwysynem :)>
pozdro
Różnie się zdaża. Diler też człowiek. Możesz trafić na przyjemniaczka z woreczkiem, lub w garniturku. W drugą strone zresztą też. Zawód wybrali sobie taki, a nie inny. Płotki zazwyczaj traktują to jak wakacyjną pracę dorywczą. Sami pała, czy wciagają. Mają trochę grosza i git. Przy twardszych narkotykach gdzie klienci są fest wciągnięci w nałóg żadko jest juz tak frywolnie i przyjemnie. A im wyżej w piramidce siedzi diler tym mniej przyjemny bywa. jak to w biznesie, zwlaszcza przestępczym.