Sklep "Króla dopalaczy" zarabiał 50 tys. zł dziennie

Bardzo obszerny artykuł! 20-letni Michał S., który - według prokuratury – pracował dla Jana S. znanego jako "Król dopalaczy" złożył przed sądem zeznania. Według niego sklep Jana S. zarabiał dziennie 50 tysięcy złotych na sprzedaży niebezpiecznych używek.

pokolenie Ł.K.

Kategorie

Źródło

Portal Spożywczy/PAP
Komentarz [H]yperreala: 
Tekst stanowi przedruk z podanego źródła. Pozdrawiamy!

Odsłony

865

20-letni Michał S., który - według prokuratury – pracował dla Jana S. znanego jako "Król dopalaczy" złożył przed sądem zeznania. Według niego sklep Jana S. zarabiał dziennie 50 tysięcy złotych na sprzedaży niebezpiecznych używek.

Przesłuchanie Michała S. trwało pięć godzin i będzie kontynuowane na kolejnej rozprawie przez Sądem Okręgowym Warszawa-Praga. Mężczyzna z niespotykaną precyzją opisywał sposób, w jaki wszedł we współpracę z "Królem dopalaczy", jak funkcjonował nielegalny biznes, pamiętał także szczegółowo daty i kwoty, którymi operowała grupa Jana S. Z zeznań 20-latka wynika jednak, że nigdy nie spotkał osobiście swojego "szefa" - rozmawiał z nim telefonicznie i za pomocą komunikatorów.

"Miałem okazję być świadkiem tej działalności od końca 2016 do maja 2018 r. Z Janem S. i innymi osobami kontaktowałem się na komunikatorach internetowych. Znalazłem się tam, bo zaproponowano mi stworzenie witryny internetowej, po znajomości. Miałem 16 lat. Żeby sprawdzić moje kwalifikacje, dostałem zadanie wyłączenia strony internetowej szkoły w Mielcu. Udało mi się" - relacjonował Michał S. przed sądem

20-latek twierdzi, że miał stworzyć nową witrynę istniejącego już sklepu o nazwie "predator-rc.nl". "Moim zdaniem działała całkiem sprawnie, ale dowiedziałem się, że na ten sklep były ataki, które skutecznie wyłączały go o określonych godzinach. Janek przedstawiał się wtedy jako +Łukasz Pietrzak+" - dodał świadek. Podkreślił, że zadania nie wykonał, bo na "darmowym oprogramowaniu" nie był w stanie tego zrobić.

Stronę internetową stworzyła ostatecznie firma z Bydgoszczy, ale Michał S. miał zostać wytypowany przez Jana S. jako osoba, która usprawni jej działanie, bo "Janek nie był zadowolony". Wziął za to 3 tysiące złotych.

"Miałem kończyć współpracę, ale Janek nie był zadowolony, pojawiły się groźby. Nakłaniał mnie także do odpowiadania na maile klientów, sprawdzanie informacji na forach, dodawanie i usuwanie produktów itp. Żadnej z tych czynności nie robiłem" - zapewnił.

Świadek zeznał, że groźby ze strony S. pojawiały się regularnie. "Król dopalaczy" miał mu grozić m.in. w 2018 roku, po zatrzymaniu go w Holandii. "Wydzwaniał do mnie z więzienia, nie wiem czy to w ogóle jest możliwe. Kazał mi wyciągnąć z bankomatu pieniądze z kont, na które wpływały płatności od klientów sklepu. Wyciągnąłem ok. 50 tysięcy złotych. Wraz z Pauliną C. (partnerką oskarżonego - PAP) przekazałem 10 tysięcy złotych na kaucję w holenderskim więzieniu. Niedługo po tym zostałem zatrzymany" - podał.

20-letni dziś Michał S. zaczął "pracę" u Jana S., mając 16 lat. Twierdzi, że nie był świadomy, że w sklepie "predator-rc.nl" sprzedawane są dopalacze. "Jan S. zapewniał, że to było legalne" - mówił. Dowiedział się tego na "pracowniczym" forum.

"Musiałem polecić Jankowi nowego grafika, ponieważ po zażyciu pewnej substancji osoba odpowiedzialna poprzednio za tworzenie grafik zmarła" - zeznał Michał S. "Wpisałem nazwę sklepu w wyszukiwarce, trafiłem na fora internetowe +dopalamy.com+, gdzie sklep miał swoja reklamę. Była tam dyskusja na temat dopalaczy" - dodał.

Z relacji młodego informatyka wynika, że chciał zrezygnować ze współpracy, ale "Król dopalaczy" na to nie pozwalał. "Za wszelkie próby odejścia z działalności otrzymywałem groźby, musiałem kontynuować pracę, za którą nie otrzymywałem wynagrodzenia. Mniej więcej w marcu 2018 roku, po zatrzymaniu osób pakujących substancje baza danych sklepu została uszkodzona i działanie serwisu zostało zatrzymane na około miesiąc. Janek wyżywał na nas swoją frustrację, wszyscy doświadczyli gróźb" - twierdził.

Świadek zeznał, że pieniądze od klientów sklepu "predator-rc.nl" wpływały na konta osób, którym za to zapłacono. "Rachunki zmieniały się w zależności od tego jaka kwota widniała na zamówieniu. Kwoty poniżej 500 złotych obsługiwały inne konta niż te powyżej kilku tysięcy złotych. Dziennie sklep potrafił nazbierać zamówień na kwotę średnio 50 tysięcy złotych, co w skali całego roku stanowiło kwotę przewyższającą znacząco 15 mln złotych" - obliczył. "Wypłacaliśmy pieniądze z bankomatów w maskach, żeby nie dało się nas rozpoznać" - dodał.

Z aktu oskarżenia wynika kwota 16,4 mln złotych, jakie miał zarobić na dopalaczach Jan S., ale świadek wyjaśnił, że wynika ona z błędnych obliczeń. "Wiele zamówień było anulowanych. Były też zamówienia testowe, robione przez informatyków, na kwoty bardzo wysokie" - wyjaśnił. Płatności realizowano także za pomocą wirtualnej waluty bitcoin. Według Michała S., to oskarżony Jan S. miał osobiście zarządzać pieniędzmi i opłacać swoich pracowników.

Świadek jasno stwierdził, że Jan S. pełnił rolę przywódczą, nadzorował wszystkie procesy związane ze sklepem i wypłatami. Michał S. przyznał jednak, że "Król dopalaczy" nigdy, pod żadną wiadomością, nie podpisał się "Jan S.", ani nie przedstawił mu jako taki. Świadek nie spotkał się nigdy twarzą w twarz z oskarżonym, do czasu procesu. Zapewniał jednak, że poznaje odzianego w pomarańczowy, więzienny uniform Jana S., ponieważ kiedyś S. "robiąc zdjęcie ekranu komputera, które później wysłał na komunikatorze, bardzo wyraźnie odbił się w monitorze".

Proces przeciwko Janowi S., jego ojcu Jackowi S., partnerce "króla dopalaczy" Paulinie C. i mężczyźnie, który dla głównego oskarżonego miał zakładać konta służące do prania pieniędzy z przestępstw, ruszył na początku marca br. "Król dopalaczy" nie przyznał się do czynów, które miały mu zapewnić przypisywany pseudonim.

Śledztwo, które zrujnowało imperium "Króla Dopalaczy", zaczęło się od śmierci mieszkańca warszawskiego Targówka we wrześniu 2017 r. Rodzina znalazła zwłoki 16-letniego Filipa przy biurku, wyglądał jakby zasnął przed komputerem z głową opartą o blat. Chwilę wcześniej dzielił się ze znajomymi przez komunikator wrażeniami po zażyciu dopalaczy. Przy chłopcu znaleziono środki opisane m.in. jako "BUC". Historia transakcji z konta zmarłego chłopca wskazuje, że dopalacze ze strony "Predator-rc" zakupił sześć razy. "BUC" zawierał fentanyl z grupy opioidów, który substancją silnie uzależniającą i wyjątkowo niebezpieczną.

Po śmierci chłopca w sortowni firmy wysyłkowej ujawniono kilka nieodebranych paczek, wysyłanych przez nadawcę o fikcyjnych danych. W opakowaniach znaleziono m.in. BUC-3 i BUC-8. Pieniądze od klientów trafiały na rachunek obywatela Ukrainy, a następnie były wypłacane na stacji paliw w okolicach Brwinowa lub w centrum Warszawy, przy ul. Dobrej. Tak udało się namierzyć "centrum dystrybucji dopalaczy", mieszczące się w luksusowym apartamentowcu w pobliżu Centrum Nauki Kopernik.

Na miejscu zabezpieczono kilkadziesiąt kilogramów substancji psychoaktywnych, sprzęt do ważenia i pakowania, a także "centrum obsługi klienta" sklepu "Predator-rc.nl".Sklep "Predator-rc" był liderem na rynku dopalaczy. Udało się to m.in. codziennym promocjom, zachęcającym do kupowania większych ilości dopalaczy za niższą cenę.

"Predator-rc" szukał także chętnych do testowania nowych produktów, które miały być wysyłane bezpłatnie. Zaopatrywał w używki klientów z Europy, ale także z USA, Australii, Meksyku. Z zakupów u "Króla Dopalaczy" skorzystało - według prokuratury - 16 tysięcy użytkowników. Od marca 2017 roku do maja 2018 roku sklep zarobił co najmniej 16 mln 716 117 tys. zł, a prokuratura szacuje, że w pozostałym okresie funkcjonowania grupy, mógł zarobić kolejne 4 mln zł.

Po zatrzymaniach w 2018 r. "Predator" zawiesił działalność, informując klientów o problemach technicznych i szybkim powrocie na rynek. Jeszcze w kwietniu 2018 roku Jan S. zorganizował przy ul. Puławskiej kolejną "sortownię" dopalaczy, zlikwidowaną półtora miesiąca później. Zatrzymani tam mężczyźni szczegółowo opisali pracę dla "Predatora-rc". Według prokuratury "Król dopalaczy" zastraszał podwładnych i instruował jakie wyjaśnienia powinni złożyć w przypadku zatrzymania przez policję. S. zapewniał im także pełnomocników, którzy - jak ustaliła prokuratura - mieli pilnować, żeby podejrzani nie naprowadzali śledczych na jego osobę.

Z aktu oskarżenia wynika, że "Król dopalaczy" pośrednio przyczynił się do śmierci 16-letniego Filipa z Warszawy, 15-letniego Damiana z Biłgoraju, 23-letniego Artura z Radomia i dwóch młodych Polaków: Mateusza i Krystiana, których ciała 12 lutego 2018 r. ujawniano w miejscowości Rugby w Wielkiej Brytanii. 18-letni Bartek ze Świdnika i Ania ze Strzelec Opolskich zostali odratowani w szpitalu. Wszyscy zatruli się fentanylem zawartym w "BUC-8".

Oskarżyciel publiczny zebrał liczne dowody mające świadczyć o tym, że to właśnie Jan S. odgrywał kluczową rolę w grupie, zatrudniał ludzi, dzielił zadania i finanse. Według śledczych, nadzorował swój biznes nawet podczas zatrzymania w 2018 r. w Holandii, gdzie na terenie jednostki penitencjarnej miał dostęp do komunikatorów internetowych. Z notatek Jana S. prokuratura dowiedziała się, że planował zainwestować w mercedesa E 63 amg, Bentley'a, stajnię oraz mieszkania "na słupa". Gotówką zapłacił za pięć luksusowych zegarków kwotę 196 tysięcy złotych. Kolejne 11 tysięcy płacił co miesiąc za wynajem mieszkania przy ul. Tamka w Warszawie.

"Król Dopalaczy" był poszukiwany dwoma listami gończymi, w tym Europejskim Nakazem Aresztowania. Ukrywał się głównie w Holandii. Był tam nawet zatrzymywany w maju 2018 r., ale tamtejszy sąd nie zgodził się na jego aresztowanie i wyznaczył kolejny termin posiedzenia. W międzyczasie "Król" zniknął. Został zatrzymany 3 stycznia 2020 r. w Milanówku, w okolicach domu swoich rodziców.

Jan S. został w tym roku oskarżony także przez Dolnośląski Wydział Zamiejscowy Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej we Wrocławiu. Przedstawiono mu zarzut podżegania do zabójstwa Ministra Sprawiedliwości - Prokuratora Generalnego Zbigniewa Ziobro, a także podżegania do zabójstwa prokuratora i policjantów, którzy rozpracowywali kierowaną przez niego grupę. Ziobro miał zginąć za prace nad przepisami zaostrzającymi kary za produkcję i handel dopalaczami. Proces ten rozpoczął się w grudniu 2020 r. przed Sądem Okręgowym w Warszawie, ale ze względu na zmianę sędziego będzie musiał ruszyć ponownie.

Oceń treść:

Average: 5.5 (2 votes)
Zajawki z NeuroGroove
  • DMT
  • Pozytywne przeżycie

Pozytywnie, ciekawość tego "co mi dziś pokaże DMT". Cel: Przesłuchać album Shpongle - "Museum of Consciousness" Miejsce: Niewielkie mieszkanie. Podróż w samotności

Trzecie użycie DMT - tym razem w samotności. Jeśli chodzi o doświadczenie poprzednie być może pojawi się oddzielny trip raport.

  • Szałwia Wieszcza



wiek:
26



doświadczenia:
MJ od 7-8 lat(pewnie juz z tona uzbierała by się w róznych formach - budynie,nalewki,ciasta itp)XTC duuuzo,SPD kiedyś dużo teraz wogóle,LSD ok 20-30razy(papiery i kryształy),grzyby-łysiczki,kołpaczki,mexicana ze smartshopów w NL,muchomory,bieluń(1 jedyny raz),pokrzyk,cała fura leków-od tramalu po haloperidol,syntetyczna meskalina,kava-kava,eter,kokaina,crack, opium własnej produkcji i jeszcze różne inne experymenty....: )



  • Grzyby halucynogenne
  • Grzyby Psylocybinowe
  • Tripraport

Długo wyczekiwany moment ponownego grzybowego tripa, po około 10 latach przerwy. Obozowisko w górach, ognisko, wiata, rzeka, deszcz i wiatr. Główny cel wyjazdowy: zaktualizować wspomnienia związane ze wrzucaniem grzybów za małolata.

Ja i kumpel, leśne obozowisko - wiata, studnia i ognisko. Od rana czilujemy przy ognisku w chłodny, deszczowy i wietrzny dzień. Okoliczności odbiegały nieco od wymarzonych, ale postanowilismy się tym nie zrażać. Ostatni raz zarzucałem grzyby dobre 10 lat temu, a w tym roku naszła mnie niespodziewana chęć zasmakowania głębi psychodelicznego doświadczenia i zweryfikowania tego stanu ze wspomnieniami z przeszłości. Oczekiwałem wglądu w samego siebie oraz podróży, cokolwiek miała ona oznaczać.

  • 25C-NBOMe
  • Odrzucone TR
  • Pierwszy raz

Brak.

Spotkałem się z Panienką o godzinie 20:00, wspólnie ruszyliśmy alejami po czym gdzieś w trakcie tej polożyliśmy w buzi blotter.

Przeszliśmy kawałek od momentu zapodania substancji w międzyczasie rozkoszując się kwaskawym smakiem i efektem znieczulenia twarzy jak u dentysty. Tak o to rozmawiając i ekscytując się wyczekiwaniem na efekt od centrum miasta zaszliśmy na park po upływie jakiś 40 minut, tam już zrobiło się dobrze.