We wszystkich szkołach średnich w Warszawie działają handlarze narkotyków.
"Działka" polskiej heroiny jest o połowę tańsza od butelki wódki.
Liczbę narkomanów w naszym kraju ocenia się juz na 3O0 tys. osób,
głównie młodych. Handlarze postawili na swoim - uzależnili od dostaw
liczne grono odbiorców i walczą o jego poszerzenie. Wejście w życie
konwencji Narodów Zjednoczonych o zapobieganiu handlowi środkami
odurzającymi zmieni sytuację polskich narkomanów; przestaną być
traktowani jak ludzie chorzy, staną się przestępcami. Utrudni to zakup
"towaru", ale z pewnoscia nie rozwiąze problemu.
W dyskusjach na temat narkomanii w Polsce zarysowały się dwie skrajne
postawy. Jedną przyjeli zwolennicy legalizacji haszyszu i marihuany;
przedstawiciele drugiej domagaja sie natomiast, by samo posiadanie
narkotyków było karane pozbawieniem wolności. Wygrali własnie oni.
Sankcje karne za posiadanie narkotyków (w łagodniejszych wypadkach
zamiast więzienia dopuszcza się obowiązkowe leczenie, resocjalizację
lub edukację) to tylko jedna ze zmian, jaką w polskim prawodawstwie
wywoła przyjęcie 18 lutego br. uchwały o ratyfikacji konwencji Narodów
Zjednoczonych o zwalczaniu nielegalnego obrotu środkami odurzajacymi.
Postanowienia konwencji uderzyć mają przede wszystkim w osoby zarabiajace
na handlu narkotykami. Tajemnica bankowa ma być ograniczona,
a zyski z nielegalnego obrotu środkami odurzającymi - konfiskowane.
Identyfikacją i zamrożeniem pieniędzy z nielegalnych źródeł zajmować
się będą urzędnicy państwowi. Pod nadzorem państwa znajdą się również
wyrób i obrót substancjami chemicznymi, stosowanymi przy produkcji narkotyków.
Marek Kotański, działacz MONAR-u, niegdyś stanowczo oponował przeciw
możliwości zamykania narkomanów w więzieniach, gdyż w żadnym wypadku
nie pomagało im to pozbyć się nałogu, uważa dzisiaj, że za samo
posiadanie narkotyków, bez względu na ich ilość i rodzaj, powinno się
trafiać do więzienia lub na resocjalizację. Surowe kary wydają się
jedynym sposobem powstrzymania coraz bezczelniejszej ofensywy
handlarzy. Nawet Jurek Owsiak - jeśli chodzi o narkotyki - porzuca
swoje słynne hasło "Róbta co chceta" i przypomina, że Polska to nie
Zachód. - Nie jestem za legalizacją marihuany. U nas to się nie uda.
Co innego Szwecja czy Holandia. My mamy inną mentalność. Sam mam
16-letnią córkę i wiem, jaka jest podatna. Gdybym zobaczył przy niej
handlarza, urwałbym mu łeb. Nie ostrzegam też: "Nie bierzcie, bo to
gówno", gdyż w ten truizm nikt tak naprawdę nie wierzy.
- To nie jest tak, jak mówi Marek Kotanski, że pierwszy papieros
sprawia przyjemność, drugi uzależnia, a trzeci przenosi na łono
Abrahama. Swoją opinię opieram na lekturach zachodnich periodyków i
na autorytecie dwóch laureatów Nagrody Nobla - Beckera i Friedmana. Ich
zdaniem, walka z narkotykami polega na ich pełnym udostępnieniu. Rząd
holenderski zrobił eksperyment i legalnie "rzucił" na rynek narkotyki.
Wyniki pokazały, że nie zwiększyła się liczba biorących - twierdzi
Piotr Klatt, wokalista zespołu "Róże Europy", który nagrał kasetę
"Marihuana" i lansuje hasło:
"Palić - nie palić? Wybór należy do ciebie".
Podobną opinię wygłosił prof. Mikołaj Kozakiewicz, deklarujący się
jako zwolennik pełnej dostępności narkotyków. Prof. Kozakiewicz wystąpił tez
przeciw ograniczającemu wolność osobistą obowiązkowemu leczeniu narkomanów.
Jego zdaniem, zażywanie "lekkich" narkotyków, takich
jak marihuana, haszysz, nie prowadzi do sięgniecia po mocniejsze specyfiki
(głównie heroinę).
Histeria, jaka rozpętała się miesiąc temu w związku z
rozpowszechnianiem ulotki przestrzegającej przed nalepkami nasączonymi
LSD, dowodzi jednak, że Polacy skłonni są uwierzyć raczej, że w nałóg
można popaść dotykając nasączonego narkotykiem papierka, niż w
opinię, iż swobodny dostęp do narkotyków uderzy w zorganizowaną
przestępczość. Strach rodziców, nauczycieli czy opiekunów budzi przede
wszystkim handlarz.
Źródła monarowskie przedstawiają Polskę jako kraj 300 tys.
narkomanów. Jest to szacunkowa "czarna liczba". Policja nie ma
dotychczas prawa notowania narkomanów. W jej rejestrach figuruje tylko
ok. 15 tys. "biorących", którzy popadli w kolizję z prawem. Handlarze
zdają sobie sprawę, że bezpłatne rozdanie pewnej ilości narkotyków
jest doskonałą inwestycją: klient wraca. Rasowy handlarz nie tylko
podąża za popytem: potrafi też stworzyć rynek zbytu dla swojego towaru.
- Handlarze przenikają wszędzie tam, gdzie spotykają się z
zainteresowaniem - mówi nadkomisarz Jolanta Piotrowska z Wydziału ds.
Narkotyków Komendy Głównej Policji.
- Obecność kilkunastoosobowej grupy narkomanów może się stać
początkiem tworzenia lokalnego rynku zbytu nawet na prowincji.
Uwaga handlarzy koncentruje się jednak na razie na największych
aglomeracjach. Powodem tego jest "cywilizacyjne zapóźnienie" mniejszych
ośrodków, gdzie młodociani zwykle narkomani wciąż jeszcze
wdychają klej. Zdobycie prawdziwych narkotyków wymaga pofatygowania
się do najbliższego "bajzlu". Takie kontaktowe punkty sprzedaży
narkotyków znajdują się praktycznie w każdym ponadstutysięcznym
miescie, a ich lokalizacja jest powszechnie znana.
Połowa polskich narkomanów zamieszkuje województwa: stołeczne,
krakowskie, katowickie, gdańskie i jeleniogórskie.
Tam też do sądów kieruje się najwięcej spraw przeciwko producentom i
handlarzom narkotyków. Największe tereny nielegalnych upraw maku i
konopi znajdują się natomiast we wschodniej Polsce. 553 poletka
odkryto w ub.r. w województwie zamojskim. W ścisłej krajowej czołówce
plasują się również województwa lubelskie, kieleckie, przemyskie i
tarnowskie.
Psychologowie i policjanci potwierdzają, że po narkotyki sięgają
najczęściej uczniowie, studenci, przedstawiciele "wolnych zawodów",
artyści oraz nowobogaccy. Najliczniejszą grupę stanowią osoby w wieku
21-24 lat.
Najszybciej - szacuje się, że o jedną czwartą rocznie - wzrasta
liczba "snifujących się" nieletnich. Na nic się zdają montowane w
szkolach elektroniczne blokady drzwi czy zakaz wstępu dla "obcych".
Narkotyki sprzedają zwykle "sami swoi" uczniowie lub byli uczniowie.
W Warszawie nie ma już szkoły średniej, która nie doczekałaby się
własnego handlarza.
Wybór towaru zależy zwykle od potrzeb "biorącego": wyczerpująca praca
czy nauka skłaniają do sięgania po amfetaminę. Niektórzy uczniowie
traktują ją wręcz jako "pomoc dydaktyczną" - środek, który pozwala
lepiej napisać sprawdzian. Subkultura rocka preferuje marihuanę.
Psychologowie zwracają uwagę na to, że dziewczęta często sięgaja po
narkotyki, by silniej związać się ze swymi "ćpającymi" partnerami.
Dekada lat osiemdziesiątych minęła w Polsce pod znakiem narkotycznej
inicjacji: kleju i polskiej heroiny. Pełna oferta środków odurzających
pojawiła się na polskim rynku w 1990 r. Od tego czasu technika
zażywania narkotyków i stosowane środki znacznie się zmieniły. Obawa
przed AIDS, naturalna skłonność do kamuflażu oraz dążenie do swoistej
elegancji, której przeczyły liczne nakłucia, spowodowały, że po
strzykawki sięgaja dziś już tylko patologiczni narkomani.
Brak śladów igły, które do niedawna demaskowały "biorących",
sprawiły, że psychologowie radzą rodzicom skupić się na obserwacji
zachowań dzieci. Narkomanów zdradza gwałtowne ożywienie, poprzedzające
długotrwały sen, częste wychodzenie z domu i nowe znajomości.
Listę najbardziej poszukiwanych środków tworzą amfetamina, marihuana,
haszysz i LSD.
Narkotyki w Polsce są relatywnie tanie. "Cent" (centymetr sześcienny)
polskiej heroiny kosztuje 30 tys. zł. Za "grasik" (papieros z
marihuany) płaci się 30-50 tys. zł. Gram amfetaminy można kupić za
200 tys. zł. Rosyjskie specyfiki (trudno jednoznacznie okreslić ich skład
chemiczny; handlarze oferują je jako amfetaminę) kosztują 20 tys. zł.
Ceny narkotyków zmieniają się często: handlarze znaja rynek i "dbają"
o cenę. W niektórych miastach udało się przełamać utrzymującą się
tendencję spadkową i podbić cenę grama amfetaminy do miliona zł. Cena
papierka z LSD wzrasta wraz z ilością narkotyku. Zawartość nasączonych
LSD nalepek określają zamieszczone na nich piktogramy - "jabłuszko"
zawiera mniejszą dawkę narkotyku niż "Budda", "Budda" z kolei mniej
niż "Gorbaczow" (wizerunek byłego prezydenta oznacza, że w nalepce jest
25 miligramów LSD). Aby narkotyk został wchłonięty przez organizm,
konieczne jest ssanie papierka. Przeświadczenie, że wystarczy go wziąć
do ręki, specjaliści od narkotyków uznali za absurdalne.
- Dla narkomana każda droga do uzyskania narkotyku jest dobra - mówi
nadkomisarz Piotrowska. - Liczba włamań do aptek i szpitali utrzymuje
się od kilku lat na stałym poziomie - ok. 500 rocznie. Trzykrotnie
zwiększyła się natomiast liczba fałszowanych recept na środki
odurzające. Tego typu działania są jednak swoistym aktem desperacji.
Większość narkomanów korzysta z usług stojących ponad prawem handlarzy.
Handlarze triumfują: jeśli któryś z nich, przyłapany z narkotykami,
oświadczyłby, że towar znalazł i idzie oddać go na policję, stróże
prawa musieliby mu jeszcze podziękować. Policjanci nie ukrywają, że
liczą na wprowadzenie instytucji świadka koronnego i zakupu
kontrolowanego, które pozwolą na penetrację narkotycznych gangów.
Najprostszy i najskuteczniejszy sposób na rozwiązanie narkotycznego
problemu zaproponował jednak Jurek Owsiak, który w czasie radiowej
audycji poradził słuchaczom: Jeśli do waszej szkoły przyjdą "dealerzy"
z narkotykami, to kopnijcie ich w dupę". Ci, którzy to zrobią -
przeżyją. Słabsi są w trudnej sytuacji.